Co roku we wrześniu w wiadomościach aż trąbią, jaka to szkoła droga i przed rodzicami jest całe mnóstwo wydatków związanych z wyprawką. Zawsze wydawało mi się to przesadzone, bo przecież podręczniki to jakieś 200zł...szybko jednak zweryfikowałam swoje poglądy, liczę, liczę i końca wydatków nie widać. Bo podręczniki trzeba w czymś nosić więc do tego dochodzi jeszcze plecak, worek na buty zmienne, piórnik z wyposażeniem, zestaw na plastykę: kredki, farby, pędzle, wycinanki, bloki, bibuła. Trzeba kupić ładne ubranko galowe, a i parę nowych ciuszków do szkoły się przyda. Do tego strój na wf i basen (jeśli jest w szkole). No i tysiąc pęka jak nic! Ale...to dopiero początek. We wrześniu na pierwszym zebraniu rodzice się dowiadują ile przed nimi opłat: ubezpieczenie, rada rodziców, dodatkowe zeszyty (z wydawnictwa) do pracy na lekcji, zeszyty w kratkę i linię do kaligrafii, składka klasowa, szczoteczki jednorazowe na fluoryzację, umuzykalnienie, wyjście do kina/teatru (to wszystko rozkłada się w czasie do zapłaty na 2 miesiące. To jak policzyłam kolejne 250 zł. I zaraz potem kolejna wycieczka - koszt 50zł. A dopiero minęły dwa miesiące nauki! Zapomniałabym! Przecież jeszcze jest akcja "Mleko w szkole" - i tu kto chce smakowe lub jogurt, też dodatkowo płaci, białe mleko jest darmowe. Ach, i obiady w szkole też kosztują! Średnio raz w miesiącu jest jakieś wyjście poza szkołę, nawet jeśli w obrębie miasta - to za wstępy też trzeba zapłacić. Ale czego się nie robi, żeby uatrakcyjnić dzieciom naukę - to inwestycja, obawiam się, że bezzwrotna. Oczywiście nie wszystkie w/w wydatki są obowiązkowe, nie zmienia to jednak faktu, że szkoła kosztuje, i to całkiem sporo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz