Nie będę pytać, czy religia w szkole być powinna czy nie, bo to jest raczej przesądzone i nawet jak się z tym nie zgadzam - tak już musi być. Zapytam raczej co z mniejszościami religijnymi i ich możliwościami zorganizowania w szkole lekcji religii? Albo chociażby z zapewnieniem przez szkołę zastępczej lekcji etyki? Czy daje się rodzicom możliwość wyboru? Osobiście jeszcze się nie spotkałam z sytuacją, kiedy w szkole publicznej jest prowadzona religia inna niż katolicka. To nie w porządku. Bo skoro tak dumnie mówi się o równych prawach i tolerancji, to może należałoby zapewnić osobne nauczanie religii dla wszystkich uczniów przynależących do mniejszości wyznaniowych? Miało być jak najkorzystniej dla dzieci - jeśli już religia w szkole to na pierwszej lub ostatniej lekcji - w ramach ułatwienia dla dzieci z innych wyznań. I co? I dwa razy w tygodniu religia jest w środku. Dziecko siedzi w świetlicy. Fakt, krzywda mu się nie dzieje. Ale mogłoby siedzieć z rodzicami w domu, albo mieć religię ale według zasad swojego wyznania.
Dziś w szkole miała miejsce sytuacja wyjątkowo paradoksalna. Były egzaminy gimnazjalne, więc całe piętro było wyłączone z użytku, a gdzieś lekcje się musiały odbywać. Przydzielano sale zastępcze łącznie ze świetlicą, ale i tak okazało się, że np. katechetka nie ma się gdzie podziać. Przyszła więc z całą klasą (moją zresztą) do świetlicy i tam prowadziła lekcję religii - przy dzieciach, które są z religii zwolnione (sic!) A przecież świetlica to miało być miejsce neutralne, gdzie mogą posiedzieć dzieci nieuczestniczące w religii katolickiej. Przy tym byłam jeszcze ja i dwie panie świetliczanki. Nastąpiło ogólne oburzenie, ale ostatecznie - TAK BYĆ MUSI - no bo przecież nie mamy się gdzie podziać, a lekcję zrealizować trzeba. I na tym kończy się pojęcie tzw. świeckiej szkoły.
Skoro już przyglądałam się całej lekcji, nie mogę nie wspomnieć o treściach nauczania (nie tylko dziś, widzę przecież tematy w dzienniku). Szczerze mówiąc jestem przerażona. Wydaje mi się, że religia powinna prowadzić do bliższego poznania Boga, a na poziomie klas 1-3 - do znajomości chociażby podstawowych historii biblijnych (Noe, Abraham, Jakub, Mojżesz, Józef, Daniel, Dawid, Samuel, Samson, Eliasz i historie z życia Pana Jezusa i apostołów), tymczasem okazuje się, że dzieci mają 'zaliczać' klepane na pamięć modlitwy (których treści notabene i tak nie rozumieją, ale uczyć się trzeba, bo pani kazała), nauczyć się kolędy, wymienić sakramenty, poznać wszystkich świętych, papieża, Marię...to ja się pytam - gdzie jest Bóg? Wprowadzenie religii do szkół sprowadziło ją na poziom przedmiotu do 'poprawienia średniej ocen', a całkowicie zatraciło się znaczenie prawdziwej pobożności i religijności płynącej z potrzeby serca. A dzieci? Co mają zrobić, zaliczają - bo tak trzeba...
I niech ktoś mi powie, że nie jesteśmy państwem kościelnym...
no pewnie, że jesteśmy państwem kościelnym; jak będziesz miała swoje dzieci, to dopiero się nadenerwujesz tą "świecką" szkoła, ale i tak nic nie zrobisz
OdpowiedzUsuńNo tak to już jest niestety. Nie mamy na to wpływu. Do wybory Etyka okazał się całkowitą porażką! Eh. Przy okazji zapraszam na konkurs:)
OdpowiedzUsuń