Obserwuję...i wciąż zadaję sobie pytanie co to znaczy efektywnie wykorzystany czas na lekcji. Co do minuty. Co to znaczy, że pracujemy od dzwonka do dzwonka? W klasach mamy przeszklone drzwi, więc widać przez szybę co kto robi. Jak ostatnia lekcja, to rodzice stoją na korytarzu i mniej lub bardziej dyskretnie podglądają swoje pociechy i ich pracę w klasie. Tym bardziej więc staram się zachowywać do końca lekcji ład i porządek. Ale czy tak być powinno? Bo coraz częściej słyszę, że jak skończę, zrealizuję przewidziany na dany dzień materiał, to powinnam wydać proste polecenie: pakujemy się, stajemy przy drzwiach i czekamy na dzwonek. Z obserwacji wiem, że tak dzieje się w innych klasach. Czy tak być powinno? To jest efektywna lekcja? Przecież była ciekawa, dzieci ładnie pracowały, więc mogą się spakować i czekać. Bo maluchy za długo się pakują i wtedy zabieram im przerwę. Ale czy nie od tego właśnie jest przerwa? Ja generalnie wyrabiam się na czas, bywa, że i szybciej, a do dzwonka 5 minut. Co wtedy? Do tej pory mówiłam dzieciom, że mają jeszcze parę minut i mogą zacząć odrabiać zadanie domowe, albo dawałam dodatkowe karty pracy. I odrabiały do samego dzwonka. Dopiero później pakowanie. Teraz, kiedy już znają 6 literek i można z nich całkiem sporo wyrazów ułożyć - ćwiczymy kaligrafię. Ledwo zadzwoni dzwonek, druga klasa już stoi pod drzwiami i pretensje, czemu oni nie mogą wejść, czemu pierwszaki się tak wolno pakują. Ano dlatego, że pracowały do końca lekcji - a widzę, że nie jest to popularne zjawisko w mojej szkole. Z każdym dniem dziwi mnie coraz więcej...co będzie dalej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz