Nie wiem jak w innych szkołach, ale u nas tworzenie klasy to długo trwający proces polegający na wywiadach wśród znajomych które dziecko z jakiego domu (świat jest mały, a plotki rozchodzą się bardzo szybko) i do jakiej klasy się nadaje. I tym sposobem w tym roku klas pierwszych są trzy. W klasie zwanej A (potocznie skojarzyć można: Ancymony) są dzieci dojeżdżające, z biedniejszych rodzin, niekiedy z patologicznych, z orzeczeniami poradni itp. Klasa B ( nazwałam ich Bogaci) to dzieci wybrane z bardzo dobrych domów, dzieci zdolne i mądre, często ponad program, ich rodzice to urzędnicy, nauczyciele, sponsorzy szkoły, prezesi. Klasa C (zwana przeze mnie: Cała reszta), to dzieci, które są pośrodku, czyli takie które nie pasują do dwóch pozostałych - klasa przeciętna. Oczywiście nie znaczy to, że w klasie B nie ma dzieci uboższych, czy gorzej się uczących. Są! Ale nie stanowią większości. W klasach A i C też są dzieci zdolne - ale to raczej rzadkość. Takie są realia. Zgadnijcie, którą mam klasę? Z klasami B trzeba się obchodzić ostrożnie - żeby przypadkiem nie podpaść rodzicom, bo to ważne osoby w mieście. Powiedziałam dyrekcji, że dla mnie nie ma ważnych i ważniejszych, bo wszyscy są równi, a pieniądze nie czynią kogoś lepszym. Usłyszałam: tak tak, oczywiście ja się z panią zgadzam...A L E...tam są sponsorzy naszej szkoły, więc proszę z nimi delikatnie się obchodzić. Ot, taką mamy sprawiedliwość - są równi i równiejsi jak widać. Co mi pozostaje? Sumiennie wykonuję swoje obowiązki, a rodziców i dzieci i tak traktuję jednakowo, bo ojciec prezes jest dla mnie tak samo ważny jak matka sprzątaczka. A Wy w jakiej klasie macie dziecko? Do której włożyli Was szuflady?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz