27 stycznia 2014

Nie mam zadania bo...

Mam klasowy problem. Dotyczy co prawda tylko garstki dzieci, ale jednak...
Otóż niektórzy uczniowie notorycznie nie odrabiają zadań domowych. Rozmawiałam już z rodzicami, ale oni też są bezradni, bo mówią, że dziecko się buntuje, bo mu się nie chce itd. i rodzicom kończą się argumenty więc postanawiają nie zmuszać dziecka i pozwolić mu na gorsze oceny. Czasami sprawdzam zadania na ocenę, czasem stawiam przysłowiowego ptaszka, albo tylko podpisem "spr" zaznaczam, że sprawdziłam. Ale co niektórym niemal codziennie wpisuję: brak zadania domowego albo stawiam jedynkę. Macie jakiś pomysł co robić z takimi delikwentami? Co mówić rodzicom, jak motywować dzieci, aby wypełniały swoje - bądź co bądź - obowiązki?
Tłumaczenia uczniów są różne, kiedy zadaję im pytanie: Dlaczego nie masz zadania?
- bo babcia robiła pierogi i nie miała dla mnie czasu (powalił mnie ten argument!)
- bo pojechaliśmy z mamą na zakupy
- bo mieliśmy gości
- bo byłem/am zajęty/a (pytanie czym??)
- późno wróciliśmy do domu
- zapomniałem/am zaznaczyć
- po prostu zapomniałem/am...
Brak mi słów. 
Sprawdzam regularnie zeszyty, mówię rodzicom na zebraniach, żeby dopilnowali dzieci bo to ich obowiązek,  powtarzam, że w razie nieobecności mają iść do kolegi czy koleżanki, pożyczyć zeszyt i przepisać to co było na lekcji. Tak było kiedyś...teraz mam wrażenie, że nie tylko dzieci, ale i rodzice olewają naukę. I nie wiem jak to zmienić. Czy to się w ogóle DA zmienić? 
Za kilka dni zebranie. Będę grzeczna. Ale nazwę rzeczy po imieniu i przypomnę rodzicom ICH OBOWIĄZKI.
Zdarza się również, że dziecko jest zmęczone i mamusia przepisuje dziecku zeszyt. Obniżam ocenę za niesamodzielną pracę, ale czy to coś zmienia? Albo tatuś stwierdził, że dziecko ma brzydkie pismo i on zadanie zrobi lepiej. Jest XXI wiek, ja nie sądziłam, że rodzice są w stanie aż tak wyręczać dzieci. A obawiam się, że za parę lat będzie jeszcze gorzej.

Karnawałowo po raz drugi

Kolejny karnawał już za nami. Podobnie jak rok temu jedzenia było sporo, jeszcze więcej tańców i zabaw. Dzieci pięknie przebrane. Wiedzieliście co teraz jest na topie jeśli chodzi o stroje karnawałowe? Monster High! Jak dla mnie obrzydliwe są te lalki. Już wolałam zwykłe Barbie, no ale cóż, o gustach się nie dyskutuje ;-) A, miało być o karnawale. Wytańczyłam się tak, że przez kilka dni miałam problem z chodzeniem. Dzieciaki też szalały. To już nie pierwszaki, po zielonej szkole same potrafią się bawić, nawet za bardzo nie trzeba było ich zachęcać. Jak stwierdziła jedna z matek: to naprawdę zgrana klasa, tworzą kółko, bawią się sami. Chociaż zgranie klasy z powietrza się nie bierze. Dla mnie to efekt ciężkiej całorocznej pracy. Przynajmniej nie poszła na marne :-)