13 stycznia 2015

Karnawał po raz trzeci

Po dzisiejszej zabawie wyjątkowo odechciało mi się udziału w kolejnych karnawałowych imprezach. Dzieciaki czują się już taaaakie dorosłe (w trzeciej klasie), że ciężko ich zmobilizować do czegokolwiek. Najchętniej biegałyby po korytarzu, albo chowały się pod stołami. Tańczenie to wstyd, złapanie kogoś za rękę, czy choćby ramię - niedopuszczalne w ich mniemaniu - toż to miłość od razu...

Powiecie - no tak, my w podstawówce na dyskotekach też podpieraliśmy ściany zamiast tańczyć...

W tym roku nawet do przebierania się za bardzo nikt nie przyłożył. Chłopcy w większości "przebrali" się za sportowców - piłkarzy, zatem wystarczy koszulka Zagłębia, krótkie spodenki i już powinnam uznać, że dzieciaki są przebrane.

Starałam się początkowo zebrać ich w kółko, zachęcić do zabawy, ale głową muru nie przebiję. Nie chcą się bawić - trzeba ich zostawić, przecież nic na siłę. Płacimy za tą imprezę 100 zł od klasy. I tak się zastanawiam, czy jest sens? Skoro dzieci wcale bawić się nie chcą, a przebranie się to wielka łaska? Tak naprawdę największą atrakcją jest to, że nie ma lekcji. Ja siedzę w potwornym hałasie (muzyka + krzyki dzieci), panowie grają trzeci rok z rzędu ten sam repertuar...zrobiło się nudno. Może czas na zmiany?

Może za rok zamiast karnawału pojedziemy sobie na jakąś wycieczkę i będzie z tego więcej pożytku niż z podpierania ścian na korytarzu?

O nauczycielskiej nagonce słów kilka

Wielką burzę w mediach i w gronie nauczycielskim wywołał list opublikowany przez panią minister Kluzik-Rostkowską na temat opieki nad dziećmi w przerwie świątecznej. Wiele już zostało na ten temat powiedziane i napisane, więc nie będę się powtarzać. Ci, którzy znają temat, wiedzą, że minister K-R działa niezgodnie z prawem (które sama ustala). Ale ja nie o tym...

Poczucie niesprawiedliwości z jakim się spotkałam ze strony przełożonych w postaci dyrekcji (bo spośród 100 nauczycieli do pracy ma przyjść tylko 16tu...) oraz pani minister - już mi minęło. Doszłam do wniosku, że złość nie ma sensu, bo wykańcza mnie samą, a sytuacji i tak nie zmienię.

Dyżur wypadł mi 29 grudnia. Polecenie od dyrekcji było takie, by dzwonić do rodziców, jeśli dziecko było zapisane od godziny 7 rano, a nie pojawiło się w świetlicy. Więc budziliśmy rodziców...którzy nawet nie raczyli powiadomić o zmianie sytuacji, że dziecko chore lub ma zapewnioną opiekę i w szkole się nie pojawi. Szkoda, że nie stać ich było na odrobinę kultury, żeby zadzwonić i powiadomić sekretariat, że ich dziecko nie przyjdzie. U lekarza jak się wizytę odwołuje, to wypada dzwonić, czyż nie? Dyżury po prostu nie miały sensu, siedziała jedna pani, nikt się nie pojawił, ale odsiedzieć swoje trzeba było.

Podczas mojego dyżuru pojawił się jeden tatuś z synkiem, ale jak zobaczył, że nikogo nie ma, to stwierdził, że jednak dziecko zostanie w domu. AHA - czyli można zostawić go samego lub ze starszym bratem? Czyli jednak jest opieka?! Owszem, jest - tylko jak istnieje możliwość darmowej niańki (bo właśnie tak zaczęto traktować nauczycieli), to rzecz jasna rodzice chcą z tej okazji skorzystać. Po co iść z dzieckiem na spacer, po co tworzyć relacje, po co ma mi w domu hałasować i przeszkadzać, skoro pani w szkole może się nim zająć i wychować?

Zapomnieli już rodzice, że są rodzicami, którzy są odpowiedzialni za swoje dzieci, za ich wychowanie. Dla niektórych jak mniemam szkoła powinna być całodobowa. Dziecko przyda się tylko na weekendy, żeby pochwalić się przed znajomymi - oto mój syn, moja córka. A na co dzień - najlepiej się pozbyć, zapisać na zajęcia dodatkowe, niech do domu wraca tylko na noc.

Btw, wracając do tematu przerwy świątecznej - chciałabym zauważyć, że nie dostajemy w tym czasie normalnej pensji, a średnią, co oznacza w moim przypadku sporo niższą wypłatę. Szkoda, że media tego nie nagłaśniają, za to z lekkością wypowiadają się jak to nauczyciele pracują po 3 godziny i zarabiają po 5000...ech, a tu wychodzi niewiele ponad najniższą krajową...jak to mówią - na waciki.

Podobno we Wrocławiu jakoś mądrze potrafili problem rozwiązać. Za dyżury dyrekcja (nie wiem tylko z jakiej puli) dodatkowo nauczycielom zapłaciła. Heh, ja mogę liczyć co najwyżej na dyrektorskiego smsa: dziękuję za dyżur - doprawdy, czuję się ogromnie zmotywowana i doceniona, ha ha ha!

Naprawdę chciałabym pracować od 8 do 16tej, a później zostawić pracę w pracy i zająć się domem. I na urlop chętnie pojadę w czerwcu, wrześniu i styczniu. Wystarczy mi 26 dni. Nie proszę o więcej. W przerwie świątecznej i tak musiałam zająć się pracą, tworzyć oceny opisowe dla każdego ucznia, pisać sprawozdania. O niesprawdzonych zeszytach nie wspomnę - nie zdążyłam. Wybaczcie, mam też rodzinę i swoje życie prywatne. I całe szczęście, bo inaczej człowiek by zwariował w tym chorym szale nauczycielskiej nagonki.

Szkoda, że nie ma już szacunku dla naszego zawodu. Nie szanują dzieci, co nie dziwi, skoro nie szanują rodzice, a to z kolei nie dziwi, jak nasłuchają się złych rzeczy w mediach i najwyższy przełożony w postaci pani minister zwraca się przeciwko swoim...czy szacunek w dzisiejszych czasach to zbyt wiele?

12 stycznia 2015

Konkurs choinkowy

W grudniu uczestniczyliśmy w akcji pt. "Choinkowo" w naszej galerii. Zabawa, a właściwie konkurs polegał na ozdobieniu przez klasę (drużyna 10 osobowa) 100 bombek oraz ubranie choinki. Dozwolone były też własne ozdoby. 

Samo ozdabianie było hmm...bardzo brokatowe, więc błyszczeliśmy jak gwiazdy po powrocie do szkoły. Postanowiliśmy udekorować naszą choinkę w barwach naszej drużyny piłkarskiej. Przygotowaliśmy wcześniej gwiazdki z masy solnej, łańcuchy oraz kokardki. Ale główną pracą było malowanie bombek. Mimo dobrej zabawy pojawiło się sporo zarzutów wobec organizatorów. Zapewnili brokat, ale kleju to jak na lekarstwo. Dali wycinanki, ale nożyczek już zabrakło. Głosowanie...cóż, też pozostawia wiele do życzenia.

Zwyciężyły choinki, które rzeczywiście były ładne, ale...prawie w ogóle nie miały na sobie bombek, tylko same ozdoby wykonane wcześniej przez wychowawców (sądząc po wyglądzie) w domach. To trochę nie fair. Po mailach do organizatorów otrzymałyśmy z koleżanką odpowiedź, że regulamin nie mówił, jaki jest dozwolony udział procentowy ozdób własnych. Cóż...na przyszłość inaczej podejdę do tematu.

Nic oczywiście nie wygraliśmy, liczyła się sama atrakacja i zabawa. Nie zmienia to faktu, że na rozstrzygnięciu zapomniano o jednej klasie i nie przygotowano dla nich nawet dyplomu...Trochę wstyd.





11 stycznia 2015

Śniadanie Daje (nam) Moc :-)

Od października do grudnia braliśmy udział w ogólnopolskim programie pt. "Śniadanie daje moc", który jest oparty na 12 zasadach zdrowego odżywiania. Realizowaliśmy po kolei scenariusze zajęć, podczas których pracowaliśmy w grupach. Wykonywaliśmy sporo doświadczeń, które uświadamiały nas, jak ważne jest spożywanie warzyw, owoców, nabiału, kasz, mycie rąk przed posiłkiem i wiele innych zasad.

Dzieci bardzo chętnie pracowały w grupach, w których rozwiązywały zadania dostosowane do realizowanego tematu zajęć. Zaangażowanie było tym większe, że istniała możliwość zdobywania punktów.

Podsumowaniem programu było uroczyste śniadanie przygotowane przez całą klasę. Przyznam, że było kolorowo, pachnąco, zdrowo i przepysznie! Zobaczcie sami:










10 stycznia 2015

Z wizytą w operze

Listopad również nie był dla nas nudny. Wybraliśmy się na wycieczkę do wrocławskiej opery na spektakl pt. "Sid, wąż który chciał śpiewać". Chyba dla wszystkich uczestników była to pierwsza wizyta w operze. Zachwyciło nas już samo wnętrze zdobione w złocie i czerwieni. Chodząc po schodach wyłożonych czerwonymi dywanami poczuliśmy się jak prawdziwe gwiazdy! Wszyscy z uwagą śledzili losy głównego bohatera - węża cyrkowego, który marzył o karierze muzycznej. Spektakl łączył w sobie różne style i wprowadził dzieci w świat muzycznego teatru.

Będąc we Wrocławiu nie sposób pominąć tarasu widokowego z najwyższej wieży na Dolnym Śląsku (ponad 200 m) - Sky Tower - skąd rozciąga się panorama na Wrocław, a przy ładnej pogodzie widać nawet górskie szczyty Karkonoszy. Szkoda tylko, że lunety były akurat zepsute...budynki ogądaliśmy tylko z daleka i próbowaliśmy odnaleźć ich położenie na mapie. Dzieci nie mogły uwierzyć, że z takiej wysokości samochody i ludzie to tylko maleńkie punkty poruszające się gdzieś tam w dole...



9 stycznia 2015

Jesienny konkurs

Co roku jedna ze szkół w naszym mieście organizuje konkurs pt. Nici, niteczki. Tym razem temat był: Jesień w sadzie i ogrodzie. Konkurencja jest bardzo duża, bo zwykle na konkurs wpływają setki prac z całego miasta, zatem już wyróżnienie jest małym zwycięstwem.

Praca według organizatorów powinna zawierać jak najwięcej nitek, guzików, szmatek, zamków itp. Pomysłowość niektórych jest wprost zadziwiająca!
Choć zastanawiam się na ile zwycięskie prace są rzeczywiście pracami w 100% wykonanymi przez dziecko, a na ile jest to twórczość plastyczna wychowawców lub rodziców. Cóż...nie mnie to oceniać. Nie mniej jednak trochę jest to krzywdzące dla dzieci, które pracują samodzielnie i nie realizują pomysłów dorosłych, tylko własne, dziecięce, kierując się swoim zrozumieniem tematu i wyobraźnią.

Zobaczcie sami i spróbujcie ocenić czyją rękę w tych pracach widać? (tu akurat same prace, które nie zdobyły żadnego miejsca ani wyróżnienia)






8 stycznia 2015

Przygotowujemy ślubowanie...

Pierwsze trudne i poważne zadanie przede mną pojawiło się już pod koniec sierpnia, mianowicie zorganizowanie imprezy Pasowania na Ucznia pierwszoklasistów. U nas to zawsze jest dzień 14 października - impreza połączona z obchodami Dnia Edukacji Narodowej.

Dostałam wytyczne od dyrekcji, że ma być inaczej niż zwykle (czyli odrzucamy wszystkie wzorce, które były do tej pory), ma być na wysokim poziomie, wesoło, kolorowo i ogólnie rzecz biorąc - pięknie. Argumenty? Przede wszystkim reklama! Żeby przyciągnąć jak najwięcej uczniów w kolejnych latach i żeby rodzice byli zadowoleni. Poza tym była też lokalna telewizja, więc trzeba było przygotować coś naprawdę super.

Łatwo nie było. Ale dzięki pomocy doświadczonej emerytowanej koleżanki nauczycielki stworzyłam scenariusz, który pani dyrektor zatwierdziła, pozostała więc realizacja. Miało być w formie balu u Pani Jesieni.

Trochę co niektóre koleżanki się buntowały, że im się nie podoba, że one nie będą na scenie tańczyć, śpiewać itp. Rozumiem. Bo to wymagało od wychowawców klas pierwszych większego zaangażowania w przygotowanie występów. Ostatecznie, pomimo nieudanych prób, dzieciaki się zmobilizowały i chyba było tak, jak być powinno. Wiadomo, po występie zawsze pojawiają się pomysły co można zmienić, poprawić, ale ogólnie wrażenia pozytywne.
Kilka zdjęć:
Jak Wam się podoba Pani Jesień? Suknię szyłam ze starej firanki mojej mamy, kapelusze muchomora też dekorowałam w domu. Zamek zbudowany z klocków piankowych.

Taki właśnie u nas był Dzień Edukacji Narodowej. Trochę stresu mnie to kosztowało i nie ukrywam, że odetchnęłam z ulgą, jak było już po wszystkim. Całe szczęście - ten dzień pozostawił po sobie miłe wspomnienia :-)

7 stycznia 2015

Zaległości - czyli jak się skończyła druga klasa

Witajcie po długiej przerwie!
Nie było mnie tu od kwietnia, więc w skrócie opiszę (może w kilku postach) co się wydarzyło przez ostatnich kilka miesięcy. 

Maj i czerwiec był wyjątkowo pracowity, bo przed zakończeniem roku szkolnego było tak wiele spraw do załatwienia, że niekiedy zapominałam jak się nazywam. Sporo problemów wynikających z korzystania z e-dziennika i generalnie nie najlepsza kondycja psychiczna wynikająca z relacji z moim przełożonym.

Teoretycznie trochę udało mi się odsapnąć na czerwcowym wyjeździe do Barda na zieloną szkołę. Ale tylko teoretycznie...bo w praktyce jak już ogarnęłam dzieciaki, to otwierałam komputer i zaczynałam pracę w e-dzienniku. Zatem noce były bardzo krótkie, a dzieci fundowały pobudkę już o 5 rano. To były tylko trzy dni, ale praca 24h/dobę więc lekko nie było. Drugiego dnia za taki ranny zryw z łóżka zabrałam największych łobuziaków na boisko i zafundowałam poranną gimnastykę. 10 okrążeń wokół boiska. Niektórzy padli już po drugim. 
Wieczorem tak samo - biegali. I następnego poranka był taki spokój, że można było spać do 8mej ;-) Polecam - zdrowo zmęczyć dzieci - to zawsze działa!

Poza tym był czas na spacery po okolicznych Górach Bardzkich, odwiedziliśmy pracownię rzeźbiarską p. Janusza Giejsona, podziwialiśmy piękną ruchomą szopkę i świetnie się bawiliśmy na wieczornych dyskotekach.

Największą atrakcją była kopalnia w Złotym Stoku oraz Średniowieczny Park Techniki. Przewodnik szybko zyskał sympatię dzieci, były zachwycone. Był też czas na płukanie złota - dzieci zabrały ze sobą do domów fiolki z wypłukanym osobiście złotem.

Jeśli chodzi o sam ośrodek i warunki w jakich spaliśmy...cóż, luksusów jak w Dusznikach nie było. Ośrodek wymaga remontu i widać to niestety gołym okiem. Od lat zaniedbany, choć wciąż funkcjonuje. Jedzenie - niby kwestia gustu, ale mając porównanie z ofertą Dusznik-Zdroju, moim zdaniem beznadziejne.

Słowem - byłam, przeżyłam, ale więcej do Barda się nie wybieram, przynajmniej nie na zieloną szkołę...
Kilka zdjęć z pobytu:

 Widok ze wzgórza
 Ruchoma szopka
 Aniołek w pracowni rzeźbiarza
 Złoto w kopalni - Złoty Stok
 Taka instrukcja (w kopalni)
 Płukanie złota
Tyle o Zielonej Szkole...

W czerwcu mieliśmy jeszcze klasowe ognisko połączone z rodzinną zabawą w podchody. Pierwsze zadanie polegało na wykonaniu proporców drużyn. Podzieliliśmy się na 4 drużyny - dwie goniące i dwie uciekające - dzieci razem z rodzicami wspólnie szukali znaków, rozwiązywali zadania i starali się jak najszybciej dotrzeć do celu. Kiedy spotkaliśmy się już w miejscu zbiórki zostało jeszcze ostatnie zadanie do wykonania - złamanie szyfru, który mówił gdzie ukryty jest skarb. Dzieci szybko rozwiązały zadanie i udały się do piaskownicy, by odkopać magiczną skrzynkę. Jeden z tatusiów bardzo się postarał i zakopał skarb dość głęboko. Niektórzy już wątpili, czy na pewno coś w ziemi jest ukryte. Ostatecznie udało się - w skrzyni znajdował się złoty puchar dla całej klasy za udział w podchodach.
Później był czas na wspólne ognisko, pieczenie kiełbasek, a nawet sadzenie kasztanowców w ramach edukacji przyrodniczej.
To był naprawdę udany dzień!


Wakacje nastały bardzo szybko, czas pędzi jak szalony. Mam wrażenie, że ledwo zaczynałam prowadzić pierwszą klasę, a tu już trzecia w połowie!