14 października 2015

Dzień Komisji Edukacji Narodowej czyli nagonka w mediach po raz kolejny...

Dzień Nauczyciela co roku wygląda podobnie. Medialna nagonka na tą grupę zawodową, odwieczne narzekania jak to nauczyciele mają dobrze, zarabiają kokosy, pracują za mało i są nie do ruszenia. W takim świetle zaprezentował nasz trudny zawód pan Bartosz Marczuk (o zgrozo, mam nadzieję, że go zwolnią za bzdury którymi karmi nasze łatwowierne społeczeństwo). 
Wkleję tu tylko fragment jego wypowiedzi:
Wyobraźcie sobie Państwo, że pracujecie w taki oto sposób. Wasza praca trwa ok. 5 godzin dziennie, macie zagwarantowane płatne 3 miesiące wolnego w roku, po 10 latach pracy zarabiacie 5 tys. zł miesięcznie, możecie w czasie kariery 3 lata przebywać na płatnym urlopie zdrowotnym, a na koniec odejść na wcześniejszą emeryturę. Do tego, po ok. 5 latach pracy jesteście - bez względu na to jak pracujecie - nie do zwolnienia.
Czytam i oczy przecieram ze zdumienia, skąd pan Marczuk ma takie informacje? Tak, jestem oburzona! Chciałabym, żeby każdy kto wierzy tej nagonce przyszedł chociaż na jeden dzień do szkoły i spędził te 3 lub 5 godzin z uczniami. Nie tylko posiedzieć i przyglądać się, ale spróbować zdobyć ich posłuch, szacunek, zainteresować otaczającym światem (czymś więcej niż grami komputerowymi i telefonami), ciekawie przedstawić temat dnia i spróbować ogarnąć milion dziecięcych problemów typu: on mnie popchnął, opluł, zajął mi miejsce, rozwiązał mi się but, nie mam temperówki, albo sławne pytania stawiane kilka razy na minutę: a jaką kredką? 
Wierzcie mi lub nie, ale po dniu spędzonym z 6-latkami wracam do domu i MUSZĘ położyć się spać, jestem tak psychicznie wykończona. Odpływam na parę godzin. To nie jest tak, że żyję od weekendu do weekendu, lubię swoją pracę i dzieci też, ale przy intensywności zajęć i wzmożonej uwadze odpoczynek jest potrzebny. Kto ma dziecko w wieku przedszkolnym/szkolnym wie, że tej uwagi naprawdę potrzeba sporo. To teraz pomnóżcie to razy dwadzieścia dwa i spróbujcie sprostać temu trudnemu zadaniu. Życzę powodzenia! Kto takie doświadczenie przetrwa - dopiero wg mnie ma prawo wypowiadać się o "przywilejach" nauczycieli.
Co do urlopu - w świetle prawa to 54 dni w ciągu całego roku (tzw. ferie i wakacje). To, że w niektóre dni uczniowie mają wolne, wcale nie oznacza, że nauczyciele również. Zanim uwierzycie medialnym komentarzom, polecam dokładnie zapoznanie się z tematem. 
Aaa, no i jeszcze wypłaty! Heh, 5 tys. zł to jakiś żart. Może to pensja dyrektora w centrum Warszawy. U nas nikt na oczy takiej kasy nie widział. Często poprzestajemy na 1 z przodu, w porywach to 2 tys., więc nie mówcie mi, że to godziwa pensja za trud wychowania i nauki Waszych dzieci. 
Ja nie jestem z tych co strajkują i krzyczą, że ciągle mi mało. Umiem poprzestać na tym co mam. Potrafię to docenić i cieszę się, że mogę pracować z pasją. Ale nie zgadzam się na publiczne obrażanie nauczycieli i wszechobecną nagonkę. Ludziom takim jak pan Bartosz Marczuk mówię zdecydowane NIE!

13 października 2015

Dzieje się! Czyli aktywny początek roku szkolnego :-)

Półtora miesiąca nauki za nami. Już jutro ślubowanie pierwszaków. Czas więc na krótkie podsumowanie jak minęły nam pierwsze szkolne dni. Mamy za sobą już kilka wycieczek i ciekawych spotkań. Byliśmy na zajęciach plastycznych w bibliotece miejskiej, gdzie malowaliśmy jesienne drzewo z użyciem patyczków do uszu. Zobaczcie sami:


Był też czas na zajęcia w kąciku książek dla dzieci, sądząc po sporym zainteresowaniu książkami - rosną nam mali czytelnicy!

Kilka dni później udaliśmy się do pobliskiego gospodarstwa agroturystycznego na zajęcia integracyjne z okazji Dnia Chłopca. Atrakcji było całe mnóstwo! Zabawy i konkursy na świeżym powietrzu, podziwianie i karmienie różnych ptaków (w gospodarstwie pani Asi jest ponad 100 gatunków), skakanie na trampolinie, zbieranie winogron i wyciskanie z nich soku przez prasę oraz wspólne ognisko i pieczenie kiełbasek. To był naprawdę udany dzień! Wracaliśmy do szkoły z piosenką na ustach :-)


To nie koniec atrakcji! Zwiedziliśmy również Urząd Pocztowy i dowiedzieliśmy się na czym polega praca listonoszy i innych pracowników poczty.

W październiku udaliśmy się również do Centrum Edukacji Przyrodniczej na zajęcia pt. "Czy wiesz co je jeż?" Odwiedziliśmy zagrodę i sprawdziliśmy co słychać w naszym miejscowym mini zoo. Po drodze uczyliśmy się rozpoznawać liście drzew i ich owoce. Był też czas na zajęcia plastyczne podczas których dzieci wykonały papierowego jeża, przypomnienie sobie poznanych liter, rozwiązywanie zagadek oraz zabawę na placu zabaw.

Kolejną atrakcją było spotkanie z żołnierzami Żandarmerii Wojskowej we Wrocławiu. Dzieci przypomniały sobie zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, poznały pełne wyposażenie, umundurowanie oraz zasady obowiązujące żołnierzy. Na zakończenie każdy uczeń otrzymał znaczek odblaskowy.


Jak sami widzicie, pracujemy aktywnie! Im więcej doświadczeń i zajęć nietypowych poza szkołą, tym lepiej przebiega proces edukacyjny, a dzieci więcej zapamiętają. Stawiam na edukację w terenie i na razie całkiem nieźle mi to wychodzi. 6-latki mają się dobrze i w mojej opinii radzą sobie lepiej niż niejeden 7-latek. Nie znaczy to, że popieram posyłanie 6-latków do szkoły, ale robię co w mojej mocy, by ich nauka była jak najbardziej urozmaicona i dostosowana do ich poziomu. Małymi kroczkami idziemy do przodu.
Jeśli chodzi o kwestie dydaktyczne - wiecznie mam wrażenie, że brakuje mi czasu. Lekcje mijają bardzo szybko. Na razie znamy 5 literek, powoli składamy je w sylaby i wyrazy. Podsumowując ten miesiąc nauki mogę powiedzieć, że osiągamy takie nasze "malutkie" sukcesy. Wciąż pracujemy nad dyscypliną, z dnia na dzień jest coraz lepiej, choć jak wiadomo - i ja i dzieci miewamy gorsze dni. 
Tymczasem uciekam przygotować się na jutrzejsze ślubowanie. Wpadnę niebawem!