14 września 2015

O 6-latkach z innej perspektywy

W tytułowym temacie napisano już sporo, więc pewnie nic nowego już nie dodam. Ale sporo o szkolnej rzeczywistości tych maluchów będę pisać, bo właśnie takie szkraby mam przyjemność teraz uczyć. Niektórzy niestety kompletnie nie rozumieją specyfiki tej pracy. Za to są pierwsi do krytyki i wielkiego zdziwienia: Jak to jesteś zmęczona?! Po trzech/czterech godzinach pracy?!
Ano tak moi drodzy! Bo któż z Was nie jest zmęczony po kilku godzinach CIĄGŁEJ zabawy ze swoim dzieckiem? To teraz proszę do tego dodać dwadzieścioro innych dzieci i tak non stop poświęcać im uwagę. Wysłuchiwać małych - wielkich problemów i pomagać je rozwiązać, sznurować buty, otworzyć butelkę/śniadaniówkę, pomóc spakować plecak, zapiąć spodnie po wizycie w toalecie, poszukać zguby, pocieszyć kiedy tęsknią za rodzicami, rozwiązywać konflikty (bo on mnie uderzył, zabrał, popchnął, opluł, uszczypnął...) itd.itd.itd...
To są naprawdę maluchy!!! Płaczą przy rozstaniu rano z rodzicami. Kilka minut później w czasie lekcji jest już ok i pracują normalnie, ale moment rozstania jest trudny. Ja jestem sama. Ich 22. I trzeba JAKOŚ sobie radzić, prowadzić lekcje. Pytacie czy się da? Tak, da się. Tylko wszystko ma swoje koszty. Póki co więcej się z nimi bawię niż uczę. 
Dzieci nawet na minutę nie są pozostawiane bez opieki. A to z perspektywy nauczyciela oznacza tylko tyle, że mając 4 godziny lekcji nie mam ani chwili przerwy nawet na toaletę. Bo kto popilnuje dzieci w tym czasie? Wierzcie mi, że śniadanie które robię sobie do pracy zjadam dopiero w domu. Bo nie ma kiedy.
Tyle mojego, że powiedziałam dyrekcji o swoich odczuciach i problemach z którymi każdego poranka się zmagam. Poprosiłam o wsparcie. Bo podobno pani minister obiecała asystentów do klas 6-latków. Hehe, bardzo śmieszne...tylko pieniędzy na to nie dała. Poprosiłam o stażystkę. Udało się. Od przyszłego tygodnia będzie wsparcie. Uff, może chociaż toaleta będzie na spokojnie ;-)
Warunki w klasie? I tak nie są złe, mogło być gorzej. Co prawda dywan jest. Ale w klasie mało miejsca, więc ledwo się ściskamy na tym dywaniku. Tablica interaktywna też jest. Tyle, że ministra nie pozwoliła na pomoce z wydawnictw, a do elementarza ciekawych zadań interaktywnych już nie ma. Trzeba kombinować.
Kącik zabaw też jest. Dobrze, że są sponsorzy i rodzice, którzy wzbogacają te kąciki o przydatne zabawki czy klocki. 
A, zapomniałam jeszcze o ławkach! Szkoła niestety nie dysponuje ławkami tak niskimi, żeby pasowały do wzrostu dzieci. Niektórym (nawet w pierwszej ławce) nóżki swobodnie zwisają, bo dzieci nie sięgają do podłogi. I co z tego, że są zalecenia sanepidu, że co pół roku każą nam dzieci mierzyć i usadzać zgodnie ze wzrostem? Nie mam takich niskich ławek.
Tyle na dziś. Pani dyrektor spaceruje po szkole i widzi co się dzieje. To co widzi w salach maluchów nazywa bardzo prosto: MAŁPI GAJ. I to jest bardzo trafne określenie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz